Pierwsza klasa. Jak zbudować dziecku pas startowy w przyszłość?
Pierwsza klasa jest ogromnym wyzwaniem – zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. Jak pomóc dzieciom jak najłatwiej wystartować w nowy etap w ich życiu?
Co robić, a czego nie? Tego dowiesz się z dzisiejszego artykułu.
W tym artykule:
- Pierwsza klasa podstawówki i “typowy” rodzic.
- Pomaganie dzieciom. Gdzie jest ta granica?
- Jak reagować na prośby dziecka o pomoc?
Pierwsza klasa podstawówki i “typowy” rodzic.
Co to znaczy pomagać za bardzo i dlaczego to nie jest najlepsze dla Twojego dziecka? Zaprezentuję Ci podejście Klaudii (mamy Malwiny), abyś mógł dokładnie zobaczyć, jak takie podejście oddziaływuje na dziecko.
Przedstawiam Wam, Moi Drodzy, mamę Malwinki. Takich mam jak ona jest mnóstwo. Naprawdę. Na podstawie setek rodziców, którzy korzystają z mojej pomocy, mogę stwierdzić, że ponad połowa z nich jest dokładnie takich, jak mama Malwiny. Czyli? Czyli martwią się, kochają, wspierają, pomagają … czasem za bardzo.
Mama Malwinki mówi:
Szkoła córci to dla mnie wyzwanie. Wszystko do niej dostosuję. Dzieckiem trzeba się zająć. Trzeba pomagać. Na tym polega miłość do dziecka, żeby nie zostawiać go samego. Dziecko trzeba wspierać. Od tego są rodzice. Przecież trzeba jej pokazać, które kółko jest krzywe i należy je poprawić. Doradzić, na jaki kolor pomalować kotka czy pieska.
Dopytać pani, co dokładnie jest zadane. Wziąć numery do koleżanek z klasy, żeby w razie czego móc skonsultować, czy nic dziecko nie pomyliło i czy wersje w ćwiczeniach obu dzieci się zgadzają. To jest wyraz troski, zapobiegliwości. Lepiej trzymać rękę na pulsie. Dla mnie to oznacza być dobrą matką. Oczywiście, jak dziecko płacze, że nie wychodzi ogon psa, to nic się nie stanie, jak mama dorysuje ten ogon. To jeszcze dziecko, może przecież jeszcze czegoś nie umieć, dzieci trzeba wspierać. Ja wiem, że nie wolno robić zadań za dziecko, ale trzeba czasem w tych ćwiczeniach poprawić, dorysować, dopisać, po co ma dostać gorszą ocenę- smutną minkę? Przecież inne dzieci będą miały dobrze, to moja ma być najgorsza?
Jeżeli myślisz i działasz tak jak mama Malwinki, to jak już wspomniałam – jesteś w większości. Naprawdę większość matek tak właśnie postępuje. Mamusie pomagają.
Tak kochamy te Nasze maluchy, tak dobrze dla nich chcemy, że czasem się nie zastanowimy czy faktycznie im pomagamy. Na pewno robisz dla swojego dziecka, to co naprawdę dla niego najlepsze? Zastanów się teraz.
A jak pomagać dziecku, żeby nie zaszkodzić? Jak pomóc mu i przygotować mózg dziecka do wyzwań edukacji? Dowiesz się tego z mojej książki “Obudź w dziecku olbrzyma”!
Pomaganie dzieciom. Gdzie jest ta granica?
Rodzicu, a jak Ty byś się poczuł, gdyby… Twoja mama postanowiła pomóc Ci przy dziecku? I natychmiast by się okazało, że…
- nie umiesz kąpać dziecka, bo nalałaś za zimną wodę,
- że źle karmisz, bo za mało Twoja pociecha zjada,
- że nie potrafisz dobrze ubrać, bo dziecko marznie
Spójrz, Twoja mama postanowiła Ci pomóc przy dziecku, pomimo tego, że wcale o to nie prosiłaś… Co więcej! Od razy się okazało, że niczego sam/sama nie potrafisz zrobić. Jakie to uczucie? Do bani? Opcje są dwie.
albo
- Reagujesz złością i frustracją, bo sama umiesz to zrobić, nie jesteś niepełnosprawna fizycznie ani intelektualnie, sama dajesz radę i denerwuje Cię, kiedy mama nie wierzy, że potrafisz to zrobić. Poprzez swoją „pomoc” pokazuje Ci, że ci nie ufa.
Nie wierzy w to, że możesz sobie poradzić sama. Masz wrażenie, że spełnia się tylko egoistycznie w roli babci Twoim kosztem. Ty potrafisz poprosić o pomoc, jak potrzebujesz. Nie trzeba Cię wyręczać. Jesteś zdrową, silną, inteligentną kobietą.
albo
- Przyznajesz mamie rację. Pytasz ją o wszystko. W sumie możesz się zgodzić, że jeżeli wychowała już dzieci to ma większe doświadczenie od Twojego. Pozwalasz jej więc decydować za Ciebie.
Po jakimś czasie orientujesz się, że dzwonisz do mamy z każdym pytaniem. Czujesz się bezpiecznie jak jest w pobliżu albo pod telefonem. Nie wyobrażasz sobie, żeby mogło być inaczej. Nie robisz nic, o czym mama nie wie i czego nie zaakceptuje.
Wszystko fajnie, tylko gdzie Ty i Twoje zdanie w tym wszystkim? Czy przez to wszystko nie nabrałaś przekonania, że sama niewiele umiesz, a Twoje umiejętności nie są wystarczające? Czy nie zaczęłabyś wątpić w to, że sama możesz dać radę? Być może pomyślałaś, że zawsze potrzebujesz wsparcia innych?
Skoro trzeba Cię we wszystkim wyręczać, to stajesz się uzależniona od zewnętrznej pomocy.
I wróćmy teraz do Twojego dziecka. Zastanów się, czy twoja miłość nie przeszkadza mu… w dorastaniu?
Jeśli jesteś takim rodzicem, jak Klaudia, to postaw sobie pytania:
- Czy Twoja pomoc, udzielana bez przerwy i bez potrzeby, dodaje mu pewności siebie? Czy przyczynia się do jego samodzielności?
- Czy Twoja pomoc sprawia, że dziecko czuje się pewniejsze siebie i bardziej wierzy we własne siły? Czy rozwija takie umiejętności jak zaradność, wewnętrzna dyscyplina, wewnętrzna motywacja?”
- Czy postawiłaś sobie taki cel w wychowaniu, żeby dziecko było samodzielne, zaradne, wierzyło w siebie i miało zdrową samoocenę? Żeby nie bało się wyzwań ani przeciwności losu? Żeby odważnie podchodziło do nowych rzeczy i świetnie radziło sobie w relacjach z rówieśnikami?
Jeśli tak, to w jaki sposób dziecko ma nabrać wiary we własne siły? W jaki sposób chcesz je nauczyć radzenia sobie z porażkami i pokonywania przeciwności?
I nawet jak pani w szkole nie da super uśmiechniętej minki, to co? To tylko ocena, dlaczego uzależniać poczucie własnej wartości od niemiarodajnych ocen szkolnych? Nawet jeżeli niebieski kot będzie absolutnie nie do przyjęcia w klasie, to dziecko ma to usłyszeć od Pani, ale nie od Ciebie. Pani jest nauczycielką a Ty jesteś mamą. Nie wiem czy dostrzegasz tę subtelną różnicę…
Jak reagować na prośby dziecka o pomoc?
A co jeżeli Malwinka płacze i prosi, żeby jej pomóc narysować kota?
bo mama Tosi to jej pomaga i Tosia ma zawsze takie ładne rysunki i dostaje zawsze super buźkę. I mama Tosi jest dobra i Tosia ma dobrą mamę a ja jaką mam mamę?
Nie mogę słuchać, jak ona płacze. Zawsze budzi to we mnie poczucie winy. Nie chcę być złą matką. To tylko jeden raz. Nic takiego. A narysuję tego kota dla świętego spokoju. Przecież dziecku trzeba pomagać. A co ma się gorzej czuć. Faktycznie Tosia ma zawsze takie ładne te rysunki. Skoro tamta mama pomaga to ja też będę. Moje dziecko gorsze nie będzie.
A moja odpowiedź jest taka… Zrób to inaczej. Zrób to tak, jak robią rodzice mistrzów!
Posłuchaj Malwinko, Tosia nigdy się nie nauczy sama ładnie rysować. Zawsze będzie prosiła mamę. Problem będzie wtedy, jak pani powie, że rysunek robimy w klasie. Nie można rysować w domu. I co wtedy? Ty narysujesz, inne dzieci narysują tak, jak potrafią a Tosia nic nie narysuje, bo po pierwsze nie umie a po drugie mamy nie ma w klasie i nie może jej pomóc. I co? Pewnie Tosia się rozpłacze i będzie jej bardzo przykro. I pewnie wtedy dostanie smutna minkę. To nie ważne, że dzisiaj twój kotek jest niezbyt ładny. Masz dopiero 7 lat i dopiero się uczysz ładnie rysować. Nie możesz umieć od razu wszystkiego. Do tej pory narysowałaś może ze dwa kotki. A jak pójdziesz do drugiej klasy, będziesz już umiała więcej. Po to właśnie chodzisz do szkoły. Nie po to, żeby od razu wszystko umieć, tylko żeby się uczyć. A uczenie się polega na tym, że dzisiaj rysujesz tak, jutro lepiej, za tydzień lepiej, za miesiąc lepiej a za rok jeszcze lepiej. Dlatego nie ma się co przejmować smutną minką, bo za rok nawet już nie będziemy o tym pamiętać. A rysunki będą coraz ładniejsze.
W taki właśnie sposób zbudujesz pewność siebie, zaufanie do siebie, wiarę we własne siły. Pokażesz cały proces edukacji i nauczysz, że nie warto przesadnie reagować na każdą porażkę. Słaba ocena to tylko wskazówka, że coś trzeba poprawić. I nic więcej. Jeśli zareagujesz w ten sposób, wtedy dziecko bez stresu będzie podejmowało kolejne wyzwania, a smutna minka czy wręcz jedynka nie będzie dziecka powstrzymywała przed zgłębianiem kolejnych zakamarków edukacyjnych.
Pierwsza klasa, to ogromne wyzwanie – zgadzam się, ale najważniejsze w tym wszystkim jest Nasze podejście. To my Rodzice pokazujemy dziecku świat, jeśli nie będziemy się przesadnie martwili szkołą, a raczej traktowali nadchodzący wrzesień jako coś ekscytującego i ciekawego, to dziecko przejmie Nasze emocje.
Jeśli nie będziemy chcieli za dobrze i pozwolimy dziecku narysować zielonego konta, samodzielnie rozwiązać zadanie domowe oraz pilnować tego, co jest zadane, to może i Twoja pociecha zbierze kilka braków zadań, może i dostanie kilka smutnych buziek, ale… nauczy się. Nauczy się na własnych błędach i to najwspanialsze, co możemy dać Naszym dzieciom – prawo do samodzielnych decyzji i prawo do błędów.
Pierwsza klasa jest trudna. Nie utrudniajmy tego, pozbawiając dzieci samodzielności.
I jeszcze jedno.
Malwinka może mieć kłopot na przykład z odejmowaniem.
Jeżeli za każdym razem będzie szła do szkoły z perfekcyjnie odrobionymi, sprawdzonymi i poprawionymi przez Ciebie zadaniami to nauczycielka nie zauważy, że jest problem i trzeba coś z tym zrobić. Mało tego, uzna, że Malwinka świetnie sobie radzi z matematyką i będzie od niej coraz więcej wymagała.
To nie wszystko.
Wyobraź sobie frustrację córki, kiedy jest sprawdzian. Albo kiedy pani poprosi ją o wytłumaczenie tego przykładu całej klasie. Nie wprowadzaj nauczycielki w błąd. Nie rozsiewaj sztucznej mgły, bo zwyczajnie możesz zafałszować rzeczywistość.
A co jeżeli Ty coś zrobisz źle albo zapomnisz zrobić zadania? Czyja będzie odpowiedzialność? Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej, o tym, jak dobrze przygotować dziecko do startu w edukację, to obudź w dziecku olbrzyma!
A Wy? Jakim typem rodzica jesteście?
Mariola Kurczyńska
doradca rodzicielski, terapeuta
0 komentarzy do "Pierwsza klasa. Jak zbudować dziecku pas startowy w przyszłość?"